Why me?
Chris Isaak - Wicked Game
Jej wątła dłoń zakończona czarnymi smukłymi paznokciami bawiła się jasnym pasemkiem włosów. Nie było mowy o rozdwajających się końcówkach, a ta czynność zapewniała jej wystarczającą rozrywkę w tej sytuacji. Zapach wypełniający wnętrze samolotu nie rozprzestrzeniał kwiecistego aromatu, ale nie było to dla niej przeszkodą w dalszym żywocie. Kątem oka zobaczyła postać przyjaciółki, której ciemne włosy non-stop przysłaniały twarz, gdy starała się schować bagaż podręczny do przeznaczonego do tego miejsca nad ich głowami. Coraz to bardziej zirytowana Polka za każdym razem z większą frustracją zaczesywała je za uszy, lecz te najwyraźniej chciały żyć własnym życiem.
- I tak będziemy tu siedzieć pół godziny przed samym odlotem, więc nie wiem po co muszę się tak spieszyć - Emilia warknęła pod nosem.
- Bo inni chcą przejść, idioto - odparła Liz.
- Jakby mnie to interesowało.
- Pierwszy dzień? - Blondynka uśmiechnęła się i pociągnęła przyjaciółkę na siedzenie obok.
- I to jaki. W sam raz na te kilkanaście godzin w samolocie. Moje marzenie od dziecka.
- Domyślam się. - na jej twarzy dało się dostrzec cień uśmiechu, lecz był on co najmniej wymuszony. Przez setną sekundy przez jej usta przemknął smutek, lecz szybko go ukryła, pozbywając się na zewnątrz wszelkich uczuć. Elizabeth zerknęła ukradkiem na brunetkę, gdy w jej myślach pojawił się młodszy ze sławnych braci Leto, który tego samego ranka podszedł do niej, gdy stała przy barze, a Emilii nie było w pobliżu. Pamiętała jak nagle temperatura jej ciała drastycznie uległa zmianie, jak wnętrza jej dłoni zaczęły się pocić, jak niekontrolowany uśmiech wdarł się na jej twarz. W jej głowie zaczęły przelatywać ogromne ilości myśli - na, jak i zupełnie mijających się z tematem. W ciągu jego 'hej' przez jej umysł przewinęło się kilka setek myśli. Cześć, odparła mu. Nie spodziewała się, że jej uśmiech tak szybko zblednie, gdy tylko usłyszy jego kolejne słowa. Powracając do chwili aktualnej, przyjrzała się Emilii.
Jesteś przyjaciółką Em, prawda? Na to tylko przytaknęła, grzecznie słuchając. Spojrzała przed siebie wpatrując się w błękitne oparcie siedzenia. Jak może to sobie robić? Dlaczego musi jej się podobać akurat ten facet, który w chwili następnej poprosił ją o coś takiego? Dowiedziała się czegoś, czego nigdy wolałaby nie wiedzieć. Ale nie mogła już na to nic poradzić. Stało się.
Spojrzała Emilii przez ramię na tytuł artykułu wydrukowanego dużą czcionką na okładce brukowca leżącego na kolanach brunetki.
- Uwierzysz? - odparła zszokowana. - Nie wiem gdzie ty mnie zabierasz, ale właśnie zaczęłam się bać o istnienie moich przyszłych dzieci. A przynajmniej o ich tatusia. Los Angeles Times właśnie sprzedał mi niezłą historyjkę o jakimś seryjnym mordercy i gwałcicielu grasującym w, uwaga uwaga, Los Angeles.
Liz podrapała się bezradnie po głowie.
- Przynajmniej nie będzie nudno - uśmiechnęła się.
Emma wpatrując się w legitymacyjne zdjęcie nastoletniej ofiary o długich brązowych włosach, opadła bezsilnie na oparcie. Gniotła rogi gazety, nie odrywając od niej przez dość długi czas wzroku, który po chwili przeniósł się na zabandażowaną rękę. W jej umyśle pojawił się niewyraźny idylliczny obraz jej tańca z Shannon'em. Jego uśmiech i fakt, jak było jej wtedy dobrze. A potem przypomniała sobie basen. Nie pamiętała nic oprócz tego, że tam była, przed oczami widziała tą błękitną wodę i zapach chloru. Nie pamiętała z kim tam była i co tam robiła. Żywiła nie jednak dziecinną nadzieję, że nic głupiego nie zrobiła.
Gdy jej wzrok powrócił na zdjęcie ślicznej dziewczyny z pierwszej strony gazety, chwyciła za swoją mp3 i oddała się rutynowym marzeniom, które pozwoliły jej przyjemnie przetrwać kilkanaście godzin lotu.
- Jesteś pewna, że to dobry adres? - spytała Emilia nie wiedząc gdzie zawiesić wzrok. Rozpostarty przed nimi dom, a lepszym określeniem byłaby chyba willa, był otoczony wielkim pięknym ogrodem, a na zewnątrz budynku królował biały i kremowy. No i marmur. Ah, ten marmur.
- W tym domu jeszcze nie byłam, ale wygląda jak spod ręki Vicky, więc to na pewno dobry adres - Liz upewniła się, spoglądając na karteczkę od Tomo.
- No dobra, to chodźmy. Ale trzymajmy się razem, bo gubię się w tym domu od samego patrzenia.
- Nie wierzę, że spędzimy tu dwa tygodnie same. Założę się, że mają basen! - pisnęła Liz, chwytając w biegu rękę przyjaciółki.
Zaczynało świtać. Kochał widok wschodzącego słońca, ale najbardziej zachwycało go rześkie powietrze, którym mógł odetchnąć po ciężkiej nocy. Odświeżało go prawie jak zimny prysznic, który akurat teraz pomógłby mu bardziej. Zerknął na stan swoich ubrań i zorientował się, że jego cholernie droga koszula była cała wysmarowana czerwienią.
- Niech to szlag - warknął - a tak dobrze pasowała mi do nowego krawata.
Czując, że cała magia chwili uciekła, odwrócił głowę do środka małego drewnianego pomieszczenia. Wyszukał pusty wzrok dziewczyny zwrócony w sufit. Powolnym krokiem podszedł do niej, kucając przy górnej połowie jej ciała. Pogładził delikatnie dłonią jej nienaturalnie zimny policzek i pokręcił głową z niezadowolenia.
- Trochę mnie zawiodłaś... - Cmoknął cicho, po czym wyjął z jej torebki wystający portfel, po czym wysunął z niego dowód tożsamości - Megan. Piękne imię. Ale nie tak miało być. - potarł swoją koszulę raz kolejny jakby mając nadzieję, że nie aż taka zaschnięta krew zejdzie wraz z dotykiem. Wstał, prostując się jak na dorosłego mężczyznę przystało, poprawił koszulę, sięgnął po marynarkę. Poprawił krawat, zapiął się przypodobawszy się do biznesmena z krwi i kości. Przyłożył dłonie do swojej twarzy i mocno nimi przetarł, uświadamiając sobie co zrobił.
- O boże - szepnął nieruchomiejąc. Obejrzał się za siebie, widząc obnażone ciało nastolatki leżące na podłodze ze spróchniałego ciemnego drewna. Po chwili odetchnął głęboko, wyszedł z szopy i skierował się na stację kolejową będącą dwa kilometry od jego aktualnego miejsca pobytu, gdzie czekał na niego czarny smukły sportowy samochód.
- Potrzebuję kawy - szepnął do siebie, spoglądając na nieskazitelne poranne niebo.
Oczy Emilii zmrużyły się pod wpływem słońca wpadającego przez drewniane żaluzje przez wielkie panoramiczne okno. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech, a jej ciało samo zaczęło się przeciągać na wielkiej powierzchni małżeńskiego łóżka. Otworzyła zielone oczydła i po kilku sekundach zaczęła się rozglądać po pokoju, gdzie przeważał brąz błyszczącego drewna. Czuła się jak księżniczka na dziesięciu materacach, która przed snem wyjęła ziarnko grochu i położyła na szafce nocnej. Zanurzając dłoń w miękkich włosach, wstała z łóżka i skierowała się do łazienki. Dobry humor towarzyszył jej od samego początku dnia.
Schodząc po schodach zaczęła słyszeć szemranie, które z przybliżeniem zamieniły się w coraz to donośniejszy szept.
- Tak, tak, takie ślicznie moje. I ty też, Milo, ty też. - głos przyjaciółki roznosił się po pomieszczeniu z bardzo wysokim sufitem.
- Co się dzieje? - spytała Em, podchodząc bliżej Elizabeth. Za jej plecami usłyszała najsłodsze na świecie miauczenie, a tuż pod nogi wypadł jej rudy kocur.
- Sąsiadka właśnie podrzuciła nam koty Vicky i Tomo. - odparła Liz z uśmiechem - Ten rudy to Freud, ten tu to Milo.
- Słodziusie. A teraz potrzebuję kawy. Musimy pojechać po zakupy, bo nie ma w ogóle jedzenia. Choć, zapakuj swoje dupsko w jakieś wdzianko i skoczymy. Widziałaś samochód?!
- Widziałam! - pisnęła Liz, wstając podekscytowana. Poprawiła szlafrok po którym spływały proste blond włosy i założyła kapcie. - Ale ja się chyba będę bała prowadzić coś takiego.
- Z największą przyjemnością cię wyręczę.
Czysta koszula i prysznic po takiej nocy zawsze poprawiały mu humor. Kolejna rzecz to jedzenie. A widząc stan swojej lodówki, załamał ręce i w piętnaście minut dotarł do supermarketu. Była niedziela, wszyscy właśnie wracając z kościoła jechali na cotygodniowe zakupy. Zupełnie tak, jak był mały. Schemat każdej amerykańskiej wierzącej rodziny. Śniadanie, kościół, zakupy, dom, obiad. Tak wygląda wciąż każda niedziela w jego rodzinnym domu. Dlatego też spodziewał się takich tłumów. Ale lubił ludzi. Mimo tego, co robił w sekrecie przed wszystkimi, a po części również przed sobą, lubił rozmawiać, był towarzyski i bardzo dobrze poinformowany o uczuciu, jakim budził w kobietach. Każda aż się ślini na jego widok. Właśnie to, ten jego urok osobisty pomagał mu w spełnianiu swoich najgorszych i okrutnych zachcianek. Tak owijał sobie dziewczyny wokół palca. Ale nikt, nigdy przenigdy by nie poznał, że ktoś taki jak on, szanowany i wykształcony człowiek z wielkim gronem przyjaciół byłby w stanie w taki sposób krzywdzić tyle niewinnych dziewcząt. Wszyscy ci ludzie mijający go między półkami uśmiechali się do niego. Oni nie wiedzieli, co wywoływało na jego ustach uśmiech. Gdy stanął przy półce z przyprawami, zaczął szukać konkretnych ziół, dopóki jego wzrok nie zatrzymał się na dziewczynie stojącej tuż obok. Dość długie brązowe włosy spływały jej jak jedwab po ramionach, jej wzrok przykuwał uwagę opis buteleczki, którą trzymała w dłoniach. Nieśmiało zniósł z niej spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały. Brunetka o zielonych oczach posłała mu przelotny uśmiech. Wyczytał to z jej wyrazu twarzy - facet jak facet. Nie oczarował jej jak ona oczarowała go. Gdy zorientował się, że patrzy na przedział z przyprawami z zamyśloną miną i wytrzeszczonymi oczami, odsunął się i odszedł dalej. Zerkał na nią. Patrzył jak wolnym krokiem idzie w stronę części z chlebem, potem zawróciła i poszła na mrożonki. Szedł za nią niepostrzeżenie aż do samochodu, gdzie coś nie pozwoliło mu jej zaczepić, nie był w stanie podejść. Zapakowała zakupy do ciemnego Chryslera, gdzie po stronie pasażera siedziała młoda blondynka. Szybko wsiadł do swojego sportowego auta i czekał przy wyjeździe, aż dziewczyna się pojawi. Nazwał ją Carol. Wiedział, że nie powinien. Zaniedbał pracę i powinien ją do dnia następnego nadrobić, ale to było od niego silniejsze. Przez kilka minut jechał za samochodem Carol. Dojechały do podziemnego parkingu przy dużym domu handlowym, gdzie zostawił auto i poszedł za nią. Obserwował ją zawsze z daleka, nie był głupi. Nie pozwalał, aby ktoś nabrał dziwnych podejrzeń, więc zawsze czymś się zajmował, patrząc na nią bardzo dyskretnie. Był ostrożny. Wiedział co robi.
Liz jak zwykle pragnęła jechać na zakupy. Na czym znała się najlepiej, to zdecydowanie były centra handlowe. Emilia nie przepadała za zakupami, ale akurat teraz sama miała na nie ochotę.
- Em? - usłyszała po chwili, przymierzając plażowy kapelusz. Nie musiała się odwracać, aby w lustrze dojrzeć odbicie wysokiego umięśnionego mężczyzny, którego ostatnio widziała w zupełnie innym kraju.
- Shannon!
Standardowe przytulenie na powitanie było obowiązkiem.
- Widzę, że już LA jest wasze. - zaśmiał się widząc Liz która wychodząc z przymierzalni w pełnym ubiorze nie miała na sobie nic swojego.
- Przygotowania, bym rzekła - zaśmiała się blondynka. Leto uśmiechnął się.
- No tak, tak. Emily, o ile dobrze pamiętam, chciałaś się uczyć gry na perkusji. Nadal aktualne?
- Naprawdę?! No jasne!
- Pewnie że tak. Proponowałbym u nas w studio, na wzgórzach w West Hollywood. Wiesz, tak może się wydawać, ale przenosić perkusję codziennie wcale nie jest tak łatwo. Prześlę ci esemesem adres, zapisz mi swój numer.
Wręczył brunetce swojego iPhone'a, po czym zajął się komplementowaniem wyglądu Liz. Po kilkunastu minutach się rozeszli, gdyż Shannon dostał wiadomość od swojego zirytowanego brata, 'jak to on nie będzie za niego wszystkiego robił' i ten odpisując mu coś gorszącego ruszył w stronę parkingu.
- Jesteś przyjaciółką Em, prawda? Jak się czuje? Założę się że ma największego kaca na świecie.
- O tak. Ukrywa się gdzieś na dachu naszego hotelu w okularach i kapeluszu. A wiesz co jest najlepsze? Ona nic nie pamięta.
- Jak to nic nie pamięta?
- Była tak pijana, że ostatnią rzeczą jaką kojarzy to że poznała Shannon'a.
Mówiąc to patrzyła na jego idealne rysy twarzy, widziała jak na jego czole przez moment królowały zmarszczki zakłopotania i namysłu.
- Może to i lepiej... - mruknął do siebie szeptem.
- Słucham?
Jared oblizał usta przybliżając nieco głowę do Liz.
- Mogłabyś jej nie mówić? Że ją pocałowałem? - szepnął, próbując jak najbardziej zataić innym swoje słowa.
Jej świat w tym momencie się zawalił. Czuła, jak serce dusi się od uścisku dłoni Jareda na jej najważniejszym organie.
- Pocałowałeś ją?!
- Taa. Jak widzę, nie wiedziałaś, mogłem nic nie mówić.
- Powiedz. Co się tam stało?
- Jak ode mnie uciekała to się przewróciła i rozcięła sobie rękę. Ale proszę. Mogłabyś jej tego po prostu nie mówić? Skoro nie pamięta to trudno.
Liz czuła, że jeśli się stamtąd szybko nie ewakuuje to rozpłacze się na miejscu. Czuła fizyczny ciężar. Równie dużo kosztowało ją wypowiedzenie tych pięciu liter.
- Jasne.
__________________________
Ha. Nie wiem co o tym sądzić.
Lubię wstawiać nutkę kryminału i to będzie tą nutką. Próbuję tutaj opisać mniej więcej jak rozumiem tok myślenia seryjnych morderców. A przynajmniej tego konkretnego na którym się wzoruję. Ale nie napisałam jeszcze nawet 1/10 tego, co mam o nim do powiedzenia. Mam nadzieję, że Wam się podoba ten pomysł, ponieważ ja wieeelbię tematy seryjnych morderców. Ale takich inteligentnych, którzy ciągle myślą. Dobra, muszę przystopować bo jak zacznę o tym mówić to nie mogę skończyć.
Następny post pojawi się za około miesiąc.. Wyjeżdżam i raczej nie będę miała czasu na pisanie..
Miłych wakacji życzę wszystkim!;* Bądźcie grzeczni.
Hej :) no nareszcie. Jak dla mnie pomysł z kryminałem, bomba! choć muszę się przyznać, że na początku jak czytałam to miałam wrażenie że to jest Jay (głupie, wiem) ale po słowach "pogładził jej nienaturalnie blady policzek" coś mi nie grało( miałam wrażenie, że to jakaś prostytutka bo on mówi nie spisałaś się :P) wgl wątek Em i Liz nabiera rozpędu i zaczynam współczuć blondynce.
OdpowiedzUsuńP.S. ten morderca skojarzył mi się z filmem American Psycho i z genialnym Christianem Bale'm! bogaty, młody,przystojny, nie do przejrzenia, bezkarny i mordujący z czystej ciekawości by zaspokoić swoje żądze. Nie wiem czy oglądałaś ( Leto tam gra ale zostaje poćwiartowany:( )ale ci polecam! Najlepszy jest właśnie Bale!A z niektórych scen normalnie nie wyrabiałam, totalnie "spaczone"( moja ulubiona scena jak Bale biegnie nago z piłą(?) za swoją ofiarą) :D
ZA MIESIĄC???????????????????????? Nie no masakra...
OdpowiedzUsuńJak mogłaś to tak rozegrać, że Em nic nie pamięta, no ej, to było perfidne :D i jeszcze uczucia Liz do Jareda- biedna dziewczyna, szkoda mi jej. Nie odwazjemnione uczucie to już kiepska sprawa, a tu się okazuje, że obiekt zainteresowania całuje naszą najlepszą przyjaciółkę to już całkowity pogrom :(
Uwielbiam Shannona we wszystkich opowiadaniach, w Twoim też, takie to pozytywne stworzenie :)))
Ogólnie podoba mi się rozdział, trochę mnie zbił z tropu wątek z seryjnym mordercą, ale przeczytałam jeszcze raz i już pokapowałam :) Dobrze, dobrze, jak to się mówi 'im więcej tym weselej' więc im więcej wątków tym ciekawiej.
Czekam na następny, aż mi ciężko uwierzyć, że dopiero za miesiąc coś nowego będzie. No trudno, mam nadzieję, że dożyję :)
Pozdrawiam Cię gorąco!
O tym, że lubisz tematy seryjnych morderców zdążyłam co nie co się dowiedzieć wcześniej ;) Ale takie napięcie jest jak najbardziej wskazane. Może nie mam, aż takiego hopla na tym punkcie, ale seryjni mordercy, zabójstwa i tego typu kryminalne sprawy, w jakimś tam stopniu mnie kręcą. Zawsze próbowałam zrozumieć psychikę takich ludzi. A co do mniej brutalnej części - zachciało mi się płakać z powodu Liz. Pewnie wspominałam coś, ze jej współczuję. Wiesz, pewnie po prostu akurat DLA MNIE jej sytuacja jest mi bliższa ;P Ona jest na poważnie zakochana w Jaredzie. Albo tam zauroczona, kto wie. W każdym bądź razie to na pewno nie byle jakie uczucie. A teraz najgorsze jest to, że choćby chciała, to nie będzie umiała się zwierzyć Emily. A tam Emily, zupełna olewka i zamiast rozmyślać, cieszy się życiem :D Jak przyjdzie co do czego to takie osoby mają łatwiej. Nie przejmują się aż tak wszystkim. Chciałabym mieć czasem taki tok myślenia. A tak na zakończenie, oprócz tego dziękuję Ci za rozpoczęcie akcji w moim najulubieńszym mieście Aniołków.
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie za rozdział. Narzekałabym, że tak długo do następnego trzeba czekać, ale no akurat mi nie wypada. A teraz wypoczywaj i ciesz się wakacjami.
xoxo
Pierwszy raz będę czytać opowiadanie z wątkiem kryminalnym ;) Także dawaj szybciuteńko następny, bo ja mam już w głowie cały scenariusz!! Ale poczekam na Twoje pomysły! ;D Jared, co za menda.. nie rozumiem dlaczego nie chciał się do tego przyznać. Przecież nic by się nie stało. No ale to facet, oni mają swój własny tok rozumowania ;) Miłego wyjazdu życzę i wracaj jednak szybko dodać nowy rozdział xD Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńJared nie jest tym mordercą, prawda? No. Dziewczyno, rozdział geniaaaalny! Po pierwsze wątek z seryjnym mordercą bardzo mnie zaciekawił. Nie powiem, lubię takie wątki. Często nawet oglądam o nich programy na faktach autentycznych. Poza tym, szkoda mi Liz. i jak już do tego nawiązałam, to muszę Ci powiedzieć, że świetnie to napisałaś. Na początku tylko urywki, a na końcu całe to zdarzenie. Nie dajesz czytelnikowi od razu wszystkiego.. i dobrze! Fantastycznie!
OdpowiedzUsuńKryminał?? Wow, tego mi było trzeba!! Haha ale Jared mordercą? Mam nadzieję że nie! :D Liz wydaje się być baaardzo zakochana w Jaredzie. Szkoda mi jej.. najgorsze jest wtedy, kiedy ta druga strona nie odwzajemnia uczuć tej pierwszej.. nie wyobrażam sobie tego bólu ;/ ale poczekamy - zobaczymy jak rozwinie się u Ciebie wątek miłości xD Czekam na nastęnego! Daj znać u mnie na http://richie-stringini-endless-feeling.blog.onet.pl gdzie pojawił się 32 rozdział albo na moje gg: 4887946 :D Miłych wakacji życzę i wracaj szybko do pisania!!
OdpowiedzUsuńPo ogromnie długiej przerwie zapraszam na rozdział do siebie. Jakimś cudem wróciłam i to jeszcze nie koniec. (unfailinglove) - Dominique.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój nowy blog! :)
OdpowiedzUsuńhttp://every-little-part-of-you.blogspot.com/
Unfailinglove - nowy rozdział. Serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam, czekaaam. Długo jeszcze? Nie poganiam ale ehh no miesiąc już minął i tak jestem w szoku, że jeszcze włosów nie wyrywam. Strasznie jestem ciekawa kolejnego rozdziału... Daj znać kiedy możemy się spodziewać nowego. Albo chociaż zdradź czy już piszesz??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :)