Let's try...
Florence + The Machine - Spectrum
Wzgórza Hollywood były tak piękne jak w każdym filmie, na każdym zdjęciu i każdej pocztówce. Słońce wlewało swoje parzące promienie do każdego domu, a dość silny ciepły wiatr był wybawieniem dla wszystkich, bez wyjątku. Gdzieś w zachodnim zakątku dzielnicy, pomiędzy innymi domami, stał ten jeden konkretny. Pomalowany na biało, wcale nie robił wrażenia chłodnego. Wynagradzały to na pewno palmy rosnące wszędzie naokoło domu, jak i piękny zadbany ogród okalający błyszczący błękitem basen. Do domów prowadziła szeroka droga z piachu, która kierowała do centrum wielkiego miasta, jak i na dziko obrośnięte wzgórza z wyznaczonymi ścieżkami dla spacerowiczów, wydeptanych w miejscach, których widoki wynagradzały wszelkie zmęczenie, wspinaczki i podrapane kolana.
W tym konkretnym białym domu rozległ się podniesiony męski głos, wyrażający frustrację i bezsilność.
Dziewczyna stojącą na przeciwko mężczyzny przypatrywała mu się z ciekawością. Jakimś cudem, on doszukał się tam uśmiechu.
- Nie śmiej się ze mnie, Em! - dodał, wwiercając w brunetkę spojrzenie.
- Shannon, nie śmieję się z ciebie. Po prostu.. uważam, że to jest.. tragiczne. Brat ci każe coś zrobić, a ty, dzielny rycerzu, próbujesz się sprzeciwiać. - próbowała ukryć załzawione oczy. Cały czas waliło jej serce. Udawało jej się zachowywać normalnie, ale trudno jej było opanować emocje, które siłą trzymała głęboko w środku. Było to dla niej nie lada wyzwanie.
- Wiem, wiem jak to brzmi. - odezwał się brunet - Ale nawet sobie nie wyobrażasz jakie to jest irytujące. Najpierw ma do mnie pretensje że mnie nie ma, a teraz znika i pisze mi że wróci w przeciągu kilku dni i mam dokończyć składanie piosenek.
- Składanie piosenek? Czyżby nowa płyta?
- Nie, na razie nie. Jared sobie brzdęka, a że ja posiadam zdolności gry na bębnach, to muszę mu pomagać.
- Rozumiem.
- No dobra, my tu gadu gadu od godziny, a ty miałaś się uczyć grać na perkusji!
Jego zabójczy uśmiech przeniknął Emilię do kości. Gadka-szmatka o tym dlaczego dziewczyna nosi bluzę w tak ciepły wieczór, rozwinęła się w drodze do, jak to nazwał Shannon, 'jego królestwa'. Gdy ją tam wprowadził, rzuciła mu spojrzenie pełne zachwytu. Zrozumiał ją, sam dokładnie tak samo uważał. Pokój był bardzo duży. Ściany wyłożone były ciemną cegłą, a cała jedna strona pokoju była zupełnie przeszklona, wychodząca na prawą stronę głównego ogrodu z podświetlanym basenem, część kilkumetrowego żywopłotu i górna połowa domu sąsiada. Ale to nie było to, co najbardziej zachwyciło dziewczynę, jak i każdego kto zagościł w tym pomieszczeniu. Była nią jedna, najciemniejsza ściana, w której mieściły się jedyne drzwi przez które weszli. Emilia patrząc na to, nie wiedziała jak to zostało wprowadzone w życie. Cała powierzchnia była obrośnięta zielonym pięknym bluszczem. A że zaczynało robić się późno, ściana ta robiła dość mroczne wrażenie. Zapewne oświetlana słońcem prezentowała się przepięknie. Emilia była tak zdziwiona i oczarowana, że stała na lekkim podeście przed tą właśnie ścianą, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- To pomysł Jareda - odezwał się za nią Shannon, przerywając ciszę. Mogła się tego spodziewać. Dużo o nim wiedziała; również to, że stać go na oryginalne pomysły. Odwróciła się do środka pomieszczenia. Nie było puste, o nie. Było w nim mnóstwo instrumentów. Bębny, perkusje, gitary - do wyboru do koloru, głośniki, keyboardy oraz mnóstwo innych przedmiotów, które walały się we wszystkich kątach pokoju i można by spokojnie nazwać ten stan chaosem. Jedynie podest przy bluszczowej ścianie został nienaruszony i czyściutki. Shannon bacznie obserwował wyraz twarzy brunetki i widział, jak świecą jej się oczy.
- Umiesz na czymś grać?
- Nie, niestety. Mój tata wysyłał mnie na lekcje gry na gitarze, ale to było 12 lat temu. Nie pamiętam nawet jak się nazywa jaka część. Ale za to od długiego czasu interesuje mnie perkusja. Chciałam się zapisać na zajęcia, ale jak widać nauczyciel sam się znalazł.
- Myślę, że przez te dwa miesiące które tu będziesz to nie za dużo się nauczysz, ewentualnie coś tam liźniesz. To nie jest takie proste jak się wydaje. - uśmiechnął się delikatnie - A! I jeszcze jedno.
- Tak?
- Nie przyjmuję żadnej kasy. Nic. Robię to dla przyjemności, jako spotkania towarzyskie, jasne? No, ewentualnie ten Chrysler którym jeździsz jest nawet fajny - jego usta wydęły się w delikatnym uśmiechu, który, chcieć czy nie, był tak tajemniczy, że aż można by go przydzielić do grupy seryjnych morderców.
- Weź nic nie mów. Boję się nim jeździć.
Po pomieszczeniu rozniósł się melodyjny śmiech Shannon'a.
- Widziałem właśnie! Boisz się, że go rozwalisz co?
- Do końca życia bym go nie spłaciła. Dramat. W dodatku nigdy w życiu nie jeździłam na automacie i nadal czasem nie mogę się przyzwyczaić. Nie wiem jak Tomo może jeździć czymś takim.
Shannon wysłał jej ciepły uśmiech, jako zakończenie tematu. Rozejrzał się wokół siebie.
- Znowu zaczynamy gadać o wszystkim, tylko nie o graniu. Okej, to ja bym zaczął od bębnów, co ty na to?
- Jak sobie życzysz.
Wysoki szczupły mężczyzna leżał na podłodze, z rozłożonymi nogami i rękami, przytakując głową, co miało pomagać mu w odliczaniu rytmu. Gdy dźwięki ucichły, na jego twarzy rozpromieniał uśmiech i spojrzał z dumą na brunetkę oczekującą z lękiem jego oceny. Gdy już miał się wypowiedzieć, zaczął się wiercić i wciskając dłonie pod siebie, wyjął z tylnej kieszeni spodni wibrujący telefon komórkowy. Spojrzał na wyświetlacz i zwrócił się do Emilii.
- Mogłabyś skoczyć do kuchni po dwie wody? Gdzieś tam powinny być, znajdziesz je. Ja za chwilę wrócę. - odparł i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia. Emilia odłożyła pałeczki, na których wyryte było nazwisko jej nauczyciela. Westchnęła i wyciągnęła ręce nad siebie, wyciągając się. Szybko tego pożałowała, czując jak zaklejona i obandażowana rana daje o sobie znać. Skrzywiła się, powoli opuszczając ramiona na dół. Wstała ostrożnie, żeby niczego nie zniszczyć i podeszła do panoramicznego okna. Wyjrzała przez nie. Podświetlany od spodu basen był jednym ze źródeł jasności panującej na zewnątrz. W sąsiednim domu na pierwszym piętrze, który odsłaniał żywopłot, w jednym z okien świeciła się lampa. Emilia zapatrzyła się, a gdy wreszcie się obudziła, powolnym krokiem wyszła z Królestwa Shannon'a, rozpoczynając poszukiwania kuchni. Nie szukała długo. Świeciło się tam światło. Pomieszczenie nie posiadało żadnych drzwi, po prostu miało wąskie przejście. Weszła do białej kuchni i ku jej zaskoczeniu, zobaczyła na środku odwróconą do niej plecami osobę zajmującą się czymś przy metalowym małym stole sięgającym do pasa. Bez najmniejszego zastanowienia rozpoznała postać. Ciemne włosy o długości kilku centymetrów były podniesione wysoko do góry, czym mężczyzna przeczył wszelkim prawom fizyki. Z tego, co Emilia zdołała zauważyć, był szczupły i wyprostowany. Odwrócił się i chciał najwyraźniej podejść do szafek bądź lodówki, ale gdy zobaczył brunetkę z wlepionymi w niego zielonymi oczami, znieruchomiał. Nie trwał w tym stanie nawet sekundy, nie dał poznać po sobie zaskoczenia. Podszedł normalnym krokiem do lodówki, dziękując Bogu że otwierała się w odpowiednią stronę aby się schować przed młodą dziewczyną, i tak, nie czyniąc nic innego, zrobił. Z jej perspektywy wyglądało to jakby zobaczył insekta, który po chwili zniknął, więc ten mógł spokojnie wrócić do poprzednich czynności. Stała tam jak ta idiotka, bardziej zdziwiona; będąc tak brzydko olaną, poczuła ukłucie w sercu. Mimo to, jeszcze bardziej ją uraził fakt, że dalej grzebał w lodówce, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Czy jej nie widział? Ruszyła kilka kroków do przodu, jakby mając nadzieję że gdy to zrobi, jednak ją zauważy.
- Ty jesteś Jared, prawda? - odważyła się zadać to pytanie, czując się jak coraz większy niedorozwój. Gdy nie spotkała się z odpowiedzią, naszła ją odrobina odwagi, aby mówić dalej. - Ja jestem...
- Em. Tak, wiem - przerwał jej, nawet nie wyciągając głowy z lodówki. Zdziwił ją. Uchyliła ze zdziwienia usta, ale nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie była przecież dzieckiem, on też się nie powinien tak zachowywać. Najwyraźniej musiała się co do niego pomylić. Był cymbałem. Ale skąd taki cymbał znał jej imię?
- Shannon wysłał mnie po dwie wody... - powiedziała niepewnie, nie wiedząc jakiej się spodziewać reakcji. Mimo, że czuła do niego wyraźną niechęć, to to, co jeszcze gdzieś tam w niej siedziało, można by chyba nazwać fascynacją. Nie czekała długo na odpowiedź. Co prawda nic nie powiedział, ale wystawił dłoń za siebie - a w stronę Emilii, z dwiema wodami, trzymając je za nakrętki między palcami. Brunetka jak najszybciej odebrała je od niego, uważając żeby tylko go nie dotknąć, jakby to miało wywołać u niego jakiś napad histerii. Czekała. Nie wiedziała, co ma zrobić. Wyjść? Powiedzieć coś jeszcze? A może zacząć przepraszać że istniała? Czuła, że ten mężczyzna, profesjonalnie olewający ją przystojny dorosły facet, ma nad nią jakąś niewyjaśnioną kontrolę. Gdzieś tam w środku była pewna o intelektualnej wyższości, ale co to miało do zaistniałej sytuacji? Musiała przyznać, że nie zawsze rozumiała samą siebie. Odwróciła teatralnie wzrok i zaczęła się wycofywać.
- Fajnie się gadało - mruknęła, siląc się na pewny siebie ton i wyszła z pomieszczenia. W drodze do Królestwa Shannon'a, spotkała go z wielkim uśmiechem na ustach.
- To co, ćwiczymy jeszcze czy wystarczy ci na dziś? - spytał.
- Uhm..
- Jared? - Wzrok Shannon'a wylądował gdzieś za plecami Emilii, gdzie ona sama usłyszała kilka cichych kroków, które z głosem brata ustały. - Co tu robisz?
- Wychodzę - odparł i gdy Emilia się odwróciła, mignął jej w drzwiach czarny płaszcz. Shannon wyglądał na zdziwionego i dawał znać, że nie nadąża za rozumowaniem brata.
- Pokłóciliście się? - zwrócił się do dziewczyny.
- Chyba za mną za bardzo nie przepada... - powiedziała, czując się o wiele bezpieczniej mając przy sobie starszego z braci.
- Dziwne - mruknął wpatrując się w drzwi, w których chwilę wcześniej zniknął rok młodszy, noszący to samo nazwisko mężczyzna.
- Ja już pójdę. - odparła, wciskając w rękę Shannon'a butelkę z wodą. Zebrała swoje rzeczy, pożegnała się z Shannon'em i kilka minut później była w samochodzie. Siedząc w ciemniejącej maszynie, nie mogła wyrzucić z myśli tego, co zaszło między nią a młodym Leto. A raczej co nie zaszło. A nie zaszło nic, co było najbardziej nurtujące. I smutne. Tak, to było dobre słowo, było jej po prostu smutno, że zachował się wobec niej jak całkiem przykry skurwisyn. Mnóstwo myśli łomotało jej w głowie, gdy zapaliła silnik. Nie pomyślała, znów zapomniała o tej cholernej skrzyni biegów. Wydawało jej się, że wrzuciła wsteczny. Tak, wydawało jej się. Odwróciła się, aby bezpiecznie ominąć dość nieprzyjemny dół z przodu, gdy samochód ruszył właśnie przed siebie. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała przed sobą huk pomieszany z krzykiem. Chyba nigdy tak szybko nie odwróciła głowy. Tuż przed samochodem, wsparty o maskę stał mężczyzna w białym podkoszulku i długich szarych dresach. Nie był przerażony, a bardziej rozbawiony całą sytuacją. Emilia szybko wypadła z samochodu, zostawiając za sobą otwarte drzwi i podbiegła do mężczyzny.
- Nic panu nie jest? - z przerażeniem dotknęła jego ramienia, choć wyglądało to, jakby się na nim bardziej wsparła. Druga rzecz o którą się martwiła, to była maska. Czy wszystko z nią okej. Widząc mężczyznę mówiącego do niej z uśmiechem, przyjrzała się karoserii. Wszystko lśniło, nie było nawet rysy. Dzięki Bogu.
- ... a następnym razem upewnij się że jedziesz w dobrą str... - urwał, przyglądając jej się. To przecież była ona. Jego Carol. Dziewczyna, którą zobaczył pierwszy raz w supermarkecie. Co ona tu robiła? Przecież... nie wiedziała, że ją śledził, nie miał pojęcia, że może tu ją spotkać. Emilia podniosła wzrok, usłyszawszy że mężczyzna przerwał w pół słowa. Jej spojrzenie zrobiło się bardziej wnikliwe.
- Czy my się skądś nie znamy? - spytała, mrużąc oczy. Właśnie tego się bał.
- Nie.. nie sądzę - odparł szybko. Miał świdrujące brązowe oczy, które aż ją zawstydziły, więc spuściła wzrok. Gdzieś musieli się przynajmniej widzieć, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć gdzie. - Jack- przerwał ciszę.
Uścisnęła jego dłoń, pozwalając swoim kącikom delikatnie się unieść w górę.
- Emily.
Na to odpowiedział jej uśmiechem. Zrobił się spokojniejszy. Wiedział, że jest bezpieczny. To na pewno było przeznaczenie. Los chciał, żeby się ponownie spotkali. Nie może zmarnować takiej szansy.
- Co? - usłyszała zdziwienie w głosie przyjaciółki.
- Totalnie mnie zlał. Totalnie. Nie wiem. Trochę mi się głupio zrobiło. Nie mam najmniejszego pojęcia co się stało za bardzo, ale nie mogę o tym zapomnieć. Że aż prawie potrąciłam człowieka. - powiedziała, przerzucając kanały. Wzięła porządnego łyka whisky z colą, a chwilę potem jej twarz wygiął grymas zniesmaczenia. - Ale działa - mruknęła do siebie.
- CO?! - Elizabeth była teraz już zupełnie przerażona. Emilia musiała się chwilę zastanowić, że przecież to było dość poważne. Nie mogła się skupić, Jared za bardzo okupywał jej myśli. A alkohol wcale niczego nie ułatwił.
- A tam, jakiś facet mi się napatoczył jak wyjeżdżałam spod studia chłopaków. Samochód jest cały.
- Kij mnie samochód, co z facetem?
- Żyje.
- Możesz mi odpowiedzieć poważnie!?
- Boże, co ci się stało? Nic mu się nie stało, nawet siniaka nie będzie miał. Ludzie powinni jednak nosić te wiejskie kamizelki. Albo nie uprawiać masochistycznego joggingu jak się ściemnia. Przynajmniej uciekać jak widzą kobietę za kółkiem.
- A tobie co? Gadasz od rzeczy.
- Boli mnie to. Co mu zrobiłam, do cholery?
- Nic...
- No właśnie. Więc jest zadufanym w sobie matołem. Albo może rozpoznał, że jadam mięso - dziewczyna zaczęła rechotać pod nosem. Liz uśmiechnęła się do siebie bardziej przez stan Em niż przez sytuację. Sama nie potrafiła tego wytłumaczyć. Wiedziała dużo, a przynajmniej więcej niż brunetka, ale nic czegoś takiego nie tłumaczyło. Faceci to jednak są dziwni.
Kuchnia państwa Milicevic była dla Emilii rajem. Poniekąd dla Elizabeth też, bo z zadowoleniem jadła co brunetka upichciła. A ta kochała gotować. Biorąc pod uwagę bogate wyposażenie kuchenne, spędzała w niej najwięcej czasu. Kilka godzin dziennie puszczała głośno radio i oddawała się przyjemności pieczenia. Elizabeth w tym czasie siadywała przy stole kuchennym o marmurowym blacie i czatowała ze znajomymi, bądź szukała klubów, które warte były ich wizyty. A była ich niezliczona ilość. Od przyjazdu ani jednego wieczora nie spędziły w domu. Ewentualnie tam zaczynała się ich zabawa, gdzie opróżniały coraz to nowe butelki wina, bądź innych wykwintnych trunków i o wiele lepszych nastrojach szły podbijać miasto.
Tego dnia podobnie jak kilka poprzednich - Emilia siedziała w kuchni. Poprzedniego wieczora po raz pierwszy spotkała Jareda Leto, który nie okazał się być nią zainteresowany. W żadnym możliwym tego słowa znaczeniu. Nawet jej egzystencją. To doprowadziło ją do jednego wniosku - że nie był wart tych wszystkich poświęconych mu myśli. I że jest idiotą. Dlatego postanowiła zachowywać się dokładnie tak jak on. Z jednej strony chciała nigdy nie widzieć go na oczy, ale z drugiej pokazać, że chamstwo nie popłaca. Liz stwierdziła, że dla niej był miły. Nie chciała pogarszać sytuacji, ale to dało Emilii do myślenia.
- Siema! - usłyszała za sobą głos dorosłego mężczyzny, gdy siedziała na podłodze oparta o wysepkę, wspierając stopy o piekarnik, gdzie w zapiekance wesoło bulgotał sos beszamelowy. - Jest tu kto? - Shannon z początku jej nie widział, lecz szybko odszukał jej odbicie w obudowie piekarnika.
- Tu jestem - odparła z dużym opóźnieniem, podnosząc lekko rękę. Mężczyzna stanął nad nią, po czym usiadł obok na zimnych kaflach. Wciągnął głęboko powietrze.
- Ale zajebiście pachnie.
Dziewczyna spojrzała na niego, uśmiechając się kojąco.
- Kac męczy?
- Troszkę. Co tu robisz?
- Przyjechałem po ciebie, bo doszedłem do wniosku że nie będę cię torturował jeżdżeniem tym karawanem. Ale jak na ciebie patrzę to się zastanawiam czy wytrzymasz jakiekolwiek dźwięki.
- Jeśli poleci mi krew z uszu to się przekonamy. - uśmiechnęła się, na co mężczyzna machinalnie spojrzał na jej uszy. - Żartowałam.
- Wiem przecież - szturchnął ją. - To jak?
- Spokojnie dam radę. Możemy jechać. Ale dziesięć minut, sos mi musi się zarumienić.
- Luz.
- W zamian za te lekcje cię nakarmię. Za chudy jesteś trochę.
- Ja, za chudy?
- A no ty.
- No chyba nie. Zobacz tylko na te mięśnie. - Uniósł ramię i je napiął.
- No dobra, ale tu - poklepała go po brzuchu.
- Jakbym słyszał moją mamę.
- Dzięki.
- Moja mama jest zajebista.
- A, to dzięki. - uśmiechnęła się.
Emilia czuła, że do takich sytuacji musiała się po prostu przyzwyczaić. Co chwila zostawała sama, bo Shannon musiał odbierać telefon. Za każdym razem ją przepraszał, ale za każdym razem też musiał ją opuścić na kilka minut. Dlatego krzątała się po domu. Nie wchodziła do każdego pomieszczenia, ale jedno z nich ją przyciągnęło. W salonie przy kanapach stało pianino. Tuż obok niego było przejście do kolejnego pokoju - tam znajdowały się ciemne, wąskie drzwi. Były przymknięte, ale czując się zaproszona przez Shannon'a 'gdzie tylko miała ochotę', stanęła przed tą częścią domu i pchnęła siatkową zasłonę, którą się okazały drzwi. Weszła do środka od początku bacznie się rozglądając. W pomieszczeniu panował półmrok i było niewielkie, ale od razu wiedziała czym jest. Studio nagraniowe. Przy długim stole rozłożone były głośniki, komputery i mnóstwo urządzeń, które Emilia widziała pierwszy raz w życiu. Po lewej stronie znajdowało się przeszklone malutkie pomieszczenie, do którego zmieścić się mogła jedna osoba. Robiąc kilka kroków w przód, Em pomyślała że to właśnie tu Jared śpiewa i się nagrywa. Dotarła do stołu, który zahaczył o opuszki palców dziewczyny, więc zaczęła nimi bębnić. Przypatrywała się wszystkim plakatom na ścianach, wszystkim malunkom zamiast porządnej farby i morze kabli na wykładzinie. Nagle, słysząc czyiś głos, podskoczyła, a jej serce zabiło szybciej.
- Klimatycznie tu, co? - Emilia odwróciła głowę, widząc młodą śliczną blondynkę, której uśmiech automatycznie zwalił brunetkę z nóg.
- Uhm, tak - odparła, rzucając spojrzeniem po wszystkim od początku.
- Annabelle - rzuciła, wyciągając dłoń. Emilia grzecznie się przedstawiła. - Koleżanka Jareda?
- Nie, raczej nie - odparła brunetka, zastanawiając się chwilę. - Shannon'a.
Annabelle przytaknęła, w uśmiechu odsłaniając białe zęby.
- Mam dziwne wrażenie, że nie jesteś stąd.
- Mieszkam w Londynie.
- Tak właśnie podejrzewałam. Londyński akcent jest specyficzny. - odczekała chwilę, aby zacząć nowy wątek - Robię wieczorem imprezę u siebie w domu, jeśli nie masz planów, to serdecznie zapraszam. Obydwaj Leto będą, jeśli ma cię to przekonać.
- Sama nie wiem czy przekonuje - uśmiechnęła się, lecz widząc zbliżające się pytanie Annabelle, postanowiła zostawić ten temat bez komentarza - Imprezę mówisz? Czemu nie?- Emilia wyjęła swojego Blackberry'ego i podała blondynce. Poprosiła o telefon i adres. Pogadały chwilę, po czym Annabelle wyszła, wyciągnięta dźwiękiem dzwoniącego telefonu. Emilia, pozostając znów sama w studio odwróciła się, przez przypadek potrącając myszkę od komputera. Poprawiała ją, gdy ekran włączył się, ukazując włączony folder. Emilia zbliżyła twarz do wyświetlacza i ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że patrzy na nieopublikowaną listę piosenek. Prawdopodobnie były prywatne i nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Dziewczyna usiadła przed komputerem, kładąc telefon z lewej strony stołu, zastawiając się czy nie posunie się za daleko, odsłuchując którąś z nich. Najechała na jedną. Wahała się. Lecz zanim zdążyła zastanowić się bardziej, kątem oka zobaczyła czyjąś głowę we framudze drzwi.
- Co robisz? - spytał z zainteresowaniem Shannon.
- A nic. Tak sobie patrzę. To piosenki?
- Tak, Jared coś nieustannie kombinuje. Nie może usiedzieć w miejscu, nawet jeśli nie ma czasu. Wykańcza się. - zastanowił się chwilę, po czym dodał powoli - Bo mu się to podoba.
Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, uświadamiając mu ironię sytuacji którą właśnie opisał. Wzruszył ramionami, mruknął coś że to jego życie i wygonił ze studia, tak że zdołała zgarnąć czarny telefon leżący na rogu stołu po prawej stronie.
Obie dziewczyny zmrużyły oczy, patrząc w wyświetlacz Blackberry'ego.
- Mój telefon zwariował - skwitowała Emilia, a przyjaciółka jej przytaknęła.
- Kto to jest Terry? I czemu pisze do ciebie jakiś David? Czy ty wszystko pamiętasz z wczorajszej nocy w klubie? - Elizabeth przypatrywała się odebranym wiadomościom.
- No pewnie że tak. Nie wiem co się dzieje. I jeszcze cały czas dostaje powiadomienia z facebooka. Już 16! W życiu tyle nie dostałam jednego dnia.
- Nie wiem. Przyjechałyśmy do Los Angeles to od razu masz makabryczne wzięcie.
- Dobra, rozumiem, ale jakim cudem mam zapisane te wszystkie numery? Czyżby to już była nowsza technologia, która okazała mi się po pół roku posiadania telefonu?
- A chuj go tam wie - Liz wzruszyła ramionami - chcesz herbaty?
Emilia zaczęła obracać telefon w dłoniach, przypatrując się migającemu czerwonemu światełku powiadamiającemu o nowych wiadomościach. Chciała włożyć paznokieć pod klapkę, w miejscu gdzie ta była luźniejsza, ale palec zjechał jej po równej powierzchni. Przypatrzyła się obudowie, po czym z bijącym sercem zaczęła przeszukiwać kontakty.
- Liz - odparła przerażona - to jest telefon Jareda.
Multum ludzi przewijało się przez ten jeden dom co minutę. Ludzie wchodzili i wychodzili przez drzwi tarasowe do ogrodu, gdzie wielki basen był w centrum zainteresowania. Dziewczyny szły powoli, Elizabeth oczywiście na przedzie, szły szukając.. czego? Kogoś znajomego? Drinków? Gospodarza? Wszystko jedno, żeby cokolwiek znaleźć. Znalazły barek. Potem Emilia odłączyła się żeby porozmawiać z Annabelle, a Elizabeth została szybko przygarnięta przez ludzi, których dziwnym trafem poznała dzień wcześniej w jednym z klubów. Po pół godzinie znalazły siebie nawzajem jednak pod basenem i usiadły na leżakach, które tropiły przez kilka minut i podstępem ukradły jakiejś grupce facetów. Chwilę rozmawiały, ale po chwili Emilia miała wrażenie, że uwaga przyjaciółki została odciągnięta.
- Jesteś brzydka, wiesz? - wysiliła się na ton jakby mówiła 'ale tu miło, nie?..'.
- Taak - odparła, wciąż wpatrując się w jeden punkt.
- Nie słuchasz mnie! - jęknęła Emilia oskarżycielskim tonem. Musiała powtórzyć, gdy przyjaciółka o to poprosiła.
- Wcale nie - odparła, zerkając na drugą stronę basenu. Brunetka podążyła za jej wzrokiem, a miejscem docelowym okazał się być nie kto inny tylko młodszy z braci Leto. Rozmawiał z dwójką kobiet tuż przy basenie.
- Podoba ci się? - spytała po chwili, przypatrując się mężczyźnie.
- Niee - odparła od razu. Emilia czekała jednak na tą szczerą wersję - No może trochę.
- No właśnie widzę to może trochę. Masz - wyjęła z torebki telefon i włożyła w dłoń przyjaciółki. - Idź i mu to zanieś.
- No coś ty, zwariowałaś? Chcesz żeby to mnie opieprzył? Nie ma mowy, sama mu to zanieś.
- Będziesz miała przynajmniej jakiś pretekst żeby zacząć rozmowę. Zwal na mnie, i tak się do mnie nie odzywa.
Liz spojrzała na brunetkę i uśmiechnęła się.
- W sumie racja - odparła i wstała. Emilia patrzyła jak dziewczyna znika w tłumie, a po chwili położyła się na leżaku i patrzyła przed siebie - w niebo. Na pierwszy rzut oka nie widać gwiazd, musiała się przyjrzeć. Nie miała ochoty na nie patrzeć. Szybko jednak ktoś przyszedł jej z wybawieniem.
- Emily? - usłyszała gdzieś po prawej stronie. Uniosła głowę i zobaczyła młodego mężczyznę z boskim uśmiechem. - Jack - wskazał na siebie - wczoraj mnie prawie przejechałaś. - podał szczegół ich poznania.
- Emmm... o której to było? Rano czy po południu? Trochę tego było - uśmiechnęła się.
- Wieczorem - Jack się roześmiał.
- No jasne, że pamiętam. Cześć. Widzę, znów się spotykamy. LA chyba jednak nie jest takie duże... Przysiądziesz się?
Podeszła do baru i stając między ludźmi zamówiła dwa drinki. Osoba obok niej zwróciła ku niej głowie i patrzyła na nią przez dłuższy czas, więc Emilia również zaszczyciła go swoim spojrzeniem. Znów, nie wiedziała co ma zrobić. Ten facet był tak skomplikowany, że nawet nie była pewna czy spojrzenie nie było zbyt wielką obrazą.
- Dostałeś swój telefon? - spytała dobrze udając pewny siebie, lecz nieco znudzony głos.
- Tak, dostałem.
W tych dwóch słowach było tyle jadu, irytacji i złości, że w Emilii aż się zagotowało.
- Jezu, przecież nie zrobiłam tego specjalnie! - odparła groźnie głośnym tonem. - Przepraszam, ale nie wrócę czasu. To była pomyłka, dobra?
- Następnym razem patrz co robisz. Nie stać mnie na takie głupie pomyłki. - jego głos był tak surowy, a oczy przewiercały dziewczynie całe ciało z wyraźną ochotą mordu. Zlękła się go, ale napełniło ją to wściekłością.
- Jesteś żałosny - syknęła
- Nie pozwalaj sobie - odwrócił się do niej i wyprostował jeszcze bardziej, podkreślając przewagę fizyczną.
- Jakiś problem? - obok Emilii pojawił się jak wybawienie Jack, gotów wymierzać sprawiedliwość.
- Nie - odparła dziewczyna, wysyłając Jaredowi morderczo mordercze spojrzenie - Żadnego problemu.
Mówiąc to przeszła obok Jareda, prowadząc za sobą Jacka.
To właśnie chyba był definitywny koniec ich owocnej kolorowej przyjaźni.
_______________________
No tak. Ostrzegałam że będzie miesiąc ;). W niedzielę wróciłam, jeszcze wszystkie blogi nadrabiam także gites majonez, przeczytam wszystko. Ale przez miesiąc niepisania zebrały mi się w głowie pomysły zupełnie nieprzydatne i tandetne. Więc wybaczcie za jakość tego rozdziału.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Wasza Sueno
Sialala! Wiedziałam, że dodałaś. Już jak weszłam na bloga i patrzę, że więcej mam komentarzy, wiedziałam, że to nowy rozdział u Ciebie. Jakaś siła nadprzyrodzona :D Jeeeny, ten rozdział jest tak zajebiście wspaniały, że nie umiem się normalnie wysłowić. Ty mi gadasz o moim opisywaniu uczuć Jared'a, a weź Ty tu spójrz lepiej na swojego! Przyćmiłaś mnie maleńka, taka prawda. Wszystko moje chowa się przy takich rozdziałach jak ten. Uwielbiam jego zachowanie. I choć to chamski, jebany skurwysyn to Go uwielbiam. Tak się zgrywa. Słodkie. A mu się podoba Emily, jak nic! Chociaż nie twierdzę, że ona nie pasuje do Shannona, bo wcale nie gorzej do razem wyglądają. Wyczuwam tu zacny trójkącik, milordzie. Akcja z telefonem dobra i te teksty o fejsie, aż się uśmiałam. Ale coś ta Liz biedaczyna moja nie ma szczęścia do Jared'a. Ciekawa byłam jak wyglądała ich rozmowa, gdy mu ten telefon oddawała. A jeszcze ciekawsze jest to, co musiało dziać się na tej imprezie. Łooł! A dialogi są tak obmyślone i jednocześnie tak fajne i realne. :D Kurczę, zadurzyłam się w tym opowiadaniu skromnie powiadając. Och, i tak się podnieciłam na te nowe piosenki, jakby to nie była tylko moja fantazja.
OdpowiedzUsuńDodawaj kolejny i to migieem.
Ja muszę kończyć szybko moje, bo popadłam przez Ciebie w takie kompleksy, że, aż mi wstyd dalej pisać. Ale to fajnie, chyba zostałam jednak stworzona do czytania dzieł wybitniejszych ode mnie :D
Buuuuziaki!
A i tak ps. zostawiłam Ci wiadomość na gg. Nie wiem czy jeszcze używasz, bo przynajmniej ja wchodzę bardzo rzadko, dlatego pomyślałam, że cię tu poinformuję :)
OdpowiedzUsuńYay!! Wróciłaś!! Czekałam i czekałam, aż w końcu dodałaś kolejny rozdział ;) W niektórych momentach nie mogłam się połapać, ale to może też dlatego, że nie potrafię się skupić na jednej rzeczy. Ale przeczytałam i jestem pod wrażeniem!! Strasznie mi się podoba. A Jared... No nie mam słów na niego. Zachowywał się strasznie chamsko. I nie tylko w kuchni. Przecież ona wtedy tylko przyszła po wodę! No nie mogę tego przetrawić. Telefonu też nie wzięła specjalnie! No cham nad chamami! ;D Ale poczekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jego zachowanie było tylko chwilowe i przeprosi Em za nie.
OdpowiedzUsuńWracaj do nas już szybko! Nie każ na siebie czekać długo! ;D Pozdrawiam ;)
hej ;) zaczęłam czytać wcześniej ale przerwałam w połowie i miałam wrócić ale zapomniałam. a dziś przeglądam i widzę że nie skończyłam tak więc... bardzo mi się podoba relacja Emilii z Shannonem a ta ich wspólna lekcja? Aż jej normalnie zazdroszczę. Co do spotkania z Jaredem to akcja z gwizdnięciem BB była fajna no i się powtórzę ale to wtrącenie z fb mnie rozwaliło :) Jestem ciekawa dalszej części imprezy tak więc czekam :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy u mnie i pozdrawiam :*
Kolejny rozdział utwierdził mnie w tym, ze czytając to opowiadanie to jakby się oglądało film. Z wyczuciem opisujesz przestrzeń, w sam raz tyle żeby móc to sobie wyobrazić. I dialogi, które dla mnie są najtrudniejszą rzeczą...zawsze się zastanawiam jak pisać, żeby nie były to "rozmowy o pogodzie" u ciebie są zawsze ciekawe i nie przedłużane bez sensu. Trochę tylko się gubię jak są dialogi i nie jest napisane kto to powiedział. No i jeszcze to co mi się MEGA podoba to to, że pomijając Jack fabułą już jest rozbudowana, a jego wątek jest super dodatkiem, który się na razie delikatnie przeplata i tylko bardziej zaciekawia. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału zwłaszcza ze względu na Jacka :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz... 'zalatana byłam' że tak powiem.
OdpowiedzUsuń'Następnym razem patrz co robisz. Nie stać mnie na takie głupie pomyłki.' tekst odnosi się chyba nie tylko do podkradniętego BB. Jedzie goryczą od Jareda na kilometr. Boli, że dziewczyna nie pamięta pocałunku, boli, że w ogóle nie pamięta zważywszy na fakt, że w chłopaku coś drgnęło. Ciekawe to wszystko będzie ojjj tak. Jakoś nie wróżę związku między Shannem a Em, przyjaźń może, bardziej jakieś takie siostrzano- braterskie uczucia, za to bardzo intryguje mnie postać Elizabeth w tym opowiadaniu, czyżbyś przewidywała dla niej jakiś epizod głębszy z Jaredem? A może pozna kogoś 'wyjątkowego' po drodze do Jaya? Ciekawość mnie zżera :( nie każ nam znów czekać miesiąc, please :)
Pozdrawiam gorąco!